Najbliższy seans

Wolni. Podróż do wnętrza

15 czerwiec 2024 godz. 14.00 Bilety do nabycia w kinie "Piast" w Legnicy.
Cena: 14 zł

wolni. podróż do wnętrza

Co sprawia, że w XXI wieku tysiące kobiet i mężczyzn postanawia porzucić kolorowy, pełen wygód świat i na całe życie zamknąć się w surowych murach klasztoru? Czy to jedynie poświęcenie w imię bezgranicznej miłości do Boga lub ucieczka przed problemami świata? A może potrzeba spokoju i harmonii, której nie daje skomplikowana rzeczywistość? W czym dla mnicha lepsza jest kontemplacja od życia rodzinnego i kariery zawodowej?

„Wolni. Podróż do wnętrza” to zaproszenie do doświadczenia pięknego, kojącego przeżycia i zastanowienia się nad tym, jak odszukać siebie. To sielskie obrazy przyrody, codziennej pracy, szukania sensu oraz prawdziwej radości i wolności.

Twórcy filmu, dzięki szczególnym okolicznościom, wyjątkowo otrzymali dostęp do dwunastu zamkniętych na co dzień klasztorów. Żaden dokumentalista wcześniej nie miał możliwości tak blisko i dogłębnie przyjrzeć się kontemplacyjnemu życiu mniszek i mnichów i wysłuchać tak szczerych świadectw ich życia. To spotkanie świata powołanych ze światem tęskniącym za Bogiem.

„Wolni. Podróż do wnętrza” zabiera widza w hipnotyzującą podróż do enklaw ciszy i modlitwy, ale nade wszystko w podróż do wnętrza ludzkiej duszy. Ile refleksji nad własnym życiem wzbudzi przyjrzenie się tym, którzy żyją zupełnie inaczej? Odpowiedź z pewnością zaskoczy…

    Recenzje filmu „Wolni. Podróż do wnętrza”

    Teresa

    Na spotkaniu czytelników z jednym z największych współczesnych pisarzy, Wiesławem Myśliwskim, jeden z nich zapytał mistrza, co przez omawianą powieść, czy jakieś przytoczone jej fragmenty autor chciał powiedzieć. Mistrz odpowiedział, że o tym dowiemy się od jego czytelników.
    Podobnie z omawianym filmem. Być może milej byłoby pozostać przy zachwycie nad sielskim niemalże obrazkiem malowniczego klasztoru położonego w przepięknej okolicy, gdzie mnisi modlą się, pracują w ogrodzie, sprzątają, jedzą codziennie świeże posiłki, śpiewają, grają na instrumentach, rozmawiają, mówią mądre słowa i wymieniają się głębszymi myślami, bądź je wygłaszają. I pozostać przy podziwie, że dla wolności wewnętrznej, poczucia godności, wartości i swobodnego oddechu porzucili dotychczasowe, być może wygodne życie i wybrali odosobnienie w klasztorze. Przyjąć to wprost jako rzecz właściwą, skomentować tak jak chciałby nauczyciel, dając nam do przeczytania i opracowania lekturę szkolną. I tyle z tego wynieść.
    Właśnie dlatego, że cenię sobie wolność myślenia, wypowiadania się, a także odczuwania – napisałam, to, co zamieszkało we mnie po obejrzeniu filmu, a co dla innych może się wydawać niezwiązane z jego tematem.
    Niemalże wszystkie postawione przeze mnie (przy poprzednim „wejściu”) pytania i rozważania, łącznie z przytoczonymi przysłowiami i myślami (cytatami) odnosiły się do obu postaci chleba (strawy dla ciała i strawy dla ducha). Nie skupiłam się li tylko na produkcie z żyta, czy pszenicy. Sądziłam, że to czytelne.
    Gdyby czytane przez nas książki, oglądane filmy i obrazy, nie powodowały w nas żadnych „pobocznych” refleksji, zadumań, emocji – oznaczałoby, że otrzymaliśmy produkt, jakich wiele na konsumenckich półkach, a nie akt twórczy (przez duże „T”), w zetknięciu z którym poczuliśmy niepokój gdzieś w nieodwiedzanych być może od dawna zakamarkach naszej duchowości, zaczęliśmy zadawać pytania i szukać odpowiedzi, poszerzać horyzonty, jak też próbować szukać własnej drogi.
    Wtedy to, „w cywilu” dzieje się penetracja własnego ja.
    Zatem im więcej stawianych pytań przez widzów, czytelników, miłośników malarstwa, im więcej spostrzeżeń wartych dyskusji i roztrząsań – tym większe uznanie dla autorów dzieł.
    To, że uprawianie wolnego zawodu nie jest „z urzędu” równoznaczne z wolnością osobistą wiem, od kiedy ukończyłam 10-12 lat. Pewnie są osoby, którym to się udaje – chylę głowę.
    Wolność to chyba prawo „do”. Prawo do wyboru sposobu życia, wiary, prawo do szacunku i godności. I prawo to jest nie tylko naszym, ale każdego człowieka. Może więc czasem szukamy wolności w odosobnieniu (nie tylko za furtą), bo na przykład nie radzimy sobie z brakiem akceptacji wolności innych ludzi, jakkolwiek odmiennych od nas: rasowo, światopoglądowo, itd.
    Misyjność to wartość niepodważalna, wyższego rzędu. Trzeba się trochę wspiąć na palce. Daje korzyści obustronnie. Dobrze, że istnieje, uszlachetnia ten świat. I jest niewątpliwie drogą do zadbania o jakość naszego duchowego ja.
    Myśliciele, czyli myślący (prawie zawodowo) szerzej i odważniej, wizjonerzy zawsze mieli i mają pod górkę. Często za swoją wolność płacili stosem.
    A my, pozostali, zaledwie myślący (jeśli w ogóle) – dopóki mamy świadomość swojej indywidualności i tę świadomość pielęgnujemy możemy w zasadzie myśleć co chcemy.
    I tak na koniec, może nie całkiem „ni z gruszki, ni z pietruszki”. Czy materialnym uzależnieniem od pokus dzisiejszego świata (pomijam, że pokusy to nie wymysł współczesności) jest zaopatrywanie się (najczęściej za niemałe pieniądze, za które można by wyżywić sporą grupę głodujących dzieci w Afryce) na przykład w „odpowiednią” czyli lekką, nieprzemakającą, oddychającą, odparowującą, termiczną, po wielokroć -eczną i -iczną odzież tudzież obuwie (często powstające w fabrykach zatrudniających dzieci, czyli tanią siłę roboczą) żeby wędrować po górkach i górach ładnie, modnie i wygodnie?
    Każdy wybierze według tego jak rozumie wolność wyboru.

    Zbigniew

    Jedno pytanie wywołało z kolei wiele innych… , owszem ważnych, ale czy tak naprawdę związanych z tematyką filmu, tu mam poważne wątpliwości. Jedni i drudzy, a więc ludzie wolni i nie-wolni jedzą chleb, czyli chleba nie brakuje, ale w jednym i drugim przypadku jest to chleb… tyle, że inny! Zupełnie inny. Pytanie posiłkowe; jaki to chleb?! Moim zdaniem na pewno nie ten materialny, z żyta lub pszenicy, nawet szeroko rozumiany jako dobra konsumpcyjne. Tu zachęcam do artykułu „Piękno umiaru” Dariusza Dumy w najnowszym numerze „Arcana”, który koresponduje z materialnym uzależnieniem od pokus dzisiejszego świata.
    Ale jeden z mnichów wypowiadający słowa: „należy karmić się chlebem ludzi wolnych, a nie…” mógł mieć na myśli tylko i wyłącznie pokarm duchowy, bo taki daje wolność wewnętrzną, niezależność, poczucie godności, wartości, oddech, etc… . I jest tym co przyciąga do zamkniętych miejsc, które zostały na chwilę udostępnione dla potrzeb twórców filmu i kamery. Przyciąga tych, którzy zrozumieli o co tak naprawdę w tym życiu chodzi! Można być wolnym w duchu w więzieniu wobec opresji systemu politycznego. Myślę, że jest też kilka innych sposobności, aby poczuć się ludźmi wolnymi; niczym nie skrępowani myśliciele czy też przedstawiciele wolnych zawodów są tego dobitnym przykładem. Co jest dla nich tym chlebem ludzi wolnych? Dla części z nich na pewno wiara, dla innych poczucie misji, jeszcze dla innych wiecznie niespokojny „duch”, etc… . Kluczem do wolności może być też świadomie wypracowywany dystans do tego co widzę, słyszę i czuję.

    Teresa

    „Należy karmić się chlebem ludzi wolnych, a nie niewolników” – bardzo ważne zdanie, które niestety umknęło mojej uwadze. Na pewno warto się przy nim zatrzymać. I jak przypuszczam – na dłużej.

    Niewiele uwagi poświęcę osobom, które dla własnych korzyści czynią innych niewolnikami. Wykorzystują ich pracę, umiejętności i talenty. Wykorzystują zależności partyjne, służbowe, rodzinne.
    Już odebrali swoją nagrodę. Stali się niewolnikami żądzy posiadania, żądzy władzy. Ciągle będzie im mało! Im większe ich samo-zniewolenie, tym większa zaciekłość w zwalczaniu tych, którzy wolnymi są lub pozostać wolą.

    („Lżyć wiedzę i cnotę, by móc żyć, drogi to chleb”- Denis Diderot)
    („Bo zawżdy ci więcej jedzą, którzy bliżej misy siedzą” (Mikołaj Rej)
    i wreszcie:
    („Jedz mniej, bramy raju są wąskie” – Archibald Joseph Cronin)

    Wracając do meritum – przystanę na chwilę przy słowie „należy”.
    Gdybyśmy wszyscy wzięli sobie to słowo do serca, stworzylibyśmy być może świat idealny. Taki, w którym nikt nie byłby w żaden sposób prześladowany za swoje poglądy, wyznanie, seksualność, pochodzenie, kolor skóry i mógł na równi z innymi zapracować na chleb, by smakować go jako wolny człowiek. Utopia?

    („Lepszy chleb z solą z dobrą wolą niż marcepan z niewolą” – przysłowie polskie).
    („Lepszy własny chleb niż pożyczona bułka” – Samuel Adalberg).

    W świecie, w którym przyszło nam żyć, dla wielu z nas „karmienie się chlebem ludzi wolnych” jest pobożnym życzeniem, a dla wielu innych – wręcz marzeniem.

    Jakie ma szanse karmić się chlebem ludzi wolnych człowiek, któremu najeźdźca zburzył dom, ukradł lub zniszczył dobytek, a jego (najczęściej z rodziną) odarłszy z wszelkiej ludzkiej godności pozostawił przy życiu, by mu służył za miskę strawy?

    („W walce między sercem a mózgiem zwycięża w końcu żołądek” – Stanisław Jerzy Lec)
    a także
    („Łatwiej mieć zasady, kiedy się jest najedzonym -” Mark Twain)

    Równie naganne jest pozbawianie ludzi godności i wolności „pokojowo” poprzez chociażby ofiarowanie im „darmowego chleba” (liczne zasiłki bez żadnych kryteriów w dobie, nieistniejącego bezrobocia) i co gorsza – utrzymywanie ich w przekonaniu, że są „zaopiekowani” przez państwo, podczas gdy jest to manipulacja skierowana wyłącznie na kupowanie głosów wyborczych (nie ma w tym „rozdawnictwie” troski o rozwój człowieka wolnego).
    To, że ludzie w taki sposób obdarowani mają często wolne od pracy – nie oznacza, że są wolnymi. Dzień po dniu, niezauważalnie często dla nich samych, stają się niewolnikami systemu o osobowościach roszczeniowych i coraz trudniej będzie im się z tej niewoli wyrwać. Pozostaje pytanie, czy będą chcieli?

    („Chleb płacze, gdy go darmo jedzą” – przysłowie polskie mówiące, że próżniactwo to powód do wstydu).

    Czy chlebem ludzi wolnych karmią się zależne wciąż od rodziców dorosłe dzieci pracujące z nimi (u nich) w gospodarstwie, nie mający prawa do decyzji, rozporządzania plonami?
    Czy starszych rodziców czy dziadków, którym po przepracowanym życiu, całkiem dobrze sytuowane dzieci i wnuki wyliczają kromki – należy skarcić, że robią coś nie tak? Że stali się niewolnikami?
    Czy żona niepracująca zawodowo, zajmująca się dziećmi i domem, upewniana wciąż przez męża o materialnej zależności od niego – ma przekonanie, że karmi się chlebem człowieka wolnego?
    A może przyjmujemy do domu kogoś z rodziny, kogoś kto jest w trudnym położeniu i od razu traktujemy go jak niewolnika? Jaki chleb mu ofiarujemy? Czy troszczymy się, by kęs z „pańskiego stołu” nie stawał mu kością w gardle? Czy staramy się podsunąć mu przysłowiową wędkę, czy karmimy rybą trzeciej świeżości, by ledwie przeżył?

    Dlaczego – nie znając sytuacji X, który zamieszkał u rodziny – chętnie mówimy o nim, że „ten to potrafi się dobrze urządzić”. A czy my chcielibyśmy być na cudzej łasce?

    A jak traktujemy przybyszów z odległych stron i innych kultur, którzy w drodze za chlebem uciekają całymi rodzinami przed bombami, głodem i śmiercią?
    To temat na osobną dyskusję. Ale spójrzmy na siebie – jak i co myślimy i mówimy o tych ludziach? Jak ich traktujemy? Czyjego głosu słuchamy w ich sprawie? Kto jest naszym przewodnikiem? Dopuszczamy sumienie do głosu?

    Chleb dla jednych jest sprawą wyłącznie materialną, dla drugich także duchową. W obu przypadkach sprawą podstawową, chlebem powszednim. Zatem nie pozostawajmy tylko na symbolicznym stawianiu na stole wigilijnym nakrycia dla niespodziewanego gościa, ale zastanówmy się, czy jesteśmy naprawdę gotowi go przyjąć bez wywieszania na drzwiach domu tabliczki „przyjmiemy gościa wigilijnego o białej skórze, zadbanego o właściwym światopoglądzie (czyli naszym), który niczym nie zakłóci naszej kolacji, nie spowoduje konieczności trudnej rozmowy albo zmusi do rozmowy w ogóle, kiedy tak przyjemnie się gada.”

    „Chleb to symbol wspólnoty, bo się nim dzielimy” (Jan Paweł II”),
    a także
    „Chleb to najpiękniejszy symbol miłości i troski o innych” (ks. Jan Twardowski).

    Trudno się z tym nie zgodzić. To wypowiedzi osób przez wielu uznawanych za autorytety. Czy jednak ich myśli wcielamy w życie? Staramy się wystarczająco o tę wspólnotę, o dzielenie się chlebem człowieka wolnego z człowiekiem o którego wolność dbamy jak o swoją?

    Karmienie się chlebem ludzi wolnych to często przywilej. By go dostąpić trzeba czasem pokonać trudną, wyboistą, drogę. Bywa, że bez rezultatu.
    Stąd ważne jest wspólne działanie, bo to daje nadzieję na poprawę jakości życia i zachowania człowieczeństwa (także naszego, osobistego) – w każdym wymiarze.

    Pozostaje nadzieja, że ten świat jeszcze potrwa, skoro jest tyle do zrobienia.

    Zatem chleba naszego powszedniego….

    Zbigniew.

    Przyjmuję z wielką radością i podziękowaniem Tereso, Twój tak obszerny, sugestywny i myślę, że bardzo osobisty komentarz do obejrzanego filmu, to rzadkość w historii naszego Klubu… ; niestety jest to problem nieco szerszy, nie tylko występujący na naszej stronie, bywalcy kina często zachowują dla siebie refleksje… , stąd wielokrotnie powtarzana zachęta do umieszczania ich nie tylko tu, ale i na Facebooku, jedynie krótkie wypowiedzi po zakończeniu seansu wydają malutki owoc… . Dlatego każda refleksja ogólnie dostępna jest zaproszeniem do odważnego, choć jednozdaniowego komentarza i za to Ci szczególnie dziękuję! Jezuici, którzy w rekolekcjach duchownych, kładą nacisk na poznawanie siebie samego, przyglądanie się relacjom między ludźmi… , głoszą m.in maksymę: „rozczarowania są miarą naszych oczekiwań”. Słysząc o hicie filmowym „Wolni. Podróż do wnętrza” w Hiszpani, zastanawiałem się jaki cel mieli jego twórcy, kręcąc go w niedostępnych jak dotąd dla kamery miejscach… ? Czy to był krzyk rozpaczy w dobie kryzysu powołań, czy „komercyjny” zamiar czy też potrzeba serca realizatorów?! Bo w tym filmie nie było młodych adeptów życia duchowego… . Zwykle towarzyszy mi, przy jakimkolwiek seansie, czy te treści trafiły by do młodych widzów i dlaczego ich „tu” nie ma… , choć tym razem kilkanaście takich osób było, głównie młodych kobiet. Zdumieniem, bardzo pozytywnym , był fakt wejścia na drogę życia kontemplacyjnego osób w wieku średnim, a nawet podeszłym! Wypalenie, utrata sensu życia w materialistycznym świecie, etc… nieważne, bo najważniejszy jest ostatni okres naszego życia, ostatni jego etap, świadomie przeżywany! Do czego czy do Kogo zmierzamy?! Może to ostatnia szansa dla kogoś, aby usłyszeć wewnętrzny głos! Nie znamy z natury sposobu wchodzenia w świat mnichów, bardziej znana jest ścieżka edukacji księży diecezjalnych, lata spędzone w seminarium, etc…. . Może poznanie możliwości zasilenia szeregów świata zakonnego pociągnęło by nieświadomych tego… ? Czy w tym świecie organizowane są tzw. „obozy powołaniowe” jakie są proponowane przez diecezje? Czy to był film zachęcający do zajrzenia we własną duszę, system wartości… , oczywiście, że tak! Tam nawet padają o to pytania i to najważniejsze, współcześnie nie lubimy jednak zadawać sobie i innym ważnych pytań, myślę, że nawet boimy się! I tak można przeżyć „bezpiecznie” całe życie! Czym jest wolność opiewana przez bohaterów i twórców filmu? Myślę, że przede wszystkim świadomym aktem, swobodnym podjęciem decyzji! Bo tak naprawdę wolności nie trzeba nie raz opisywać wieloma słowami, ani tworzyć jej definicji. Mnie wprost powalił fragment wypowiedzi jednego z mnichów; „Należy karmić się chlebem ludzi wolnych, a nie niewolników!”. Co to oznacza? Właśnie… , i tu możemy rozpocząć dyskusję, wymianę doświadczeń… .

    Teresa

    Na projekcji filmu „Wolni. Podróż do wnętrza” w minioną sobotę było około 80 osób (informacja z „pierwszej ręki”) To sporo – zapraszam więc do dyskusji. Przez chwilę miałam pokusę, by film obejrzeć jeszcze raz, nim podzielę się refleksjami, ale uznałam, że pierwsze, świeże wrażenie jest ważniejsze, wszak to ocena zwykłego widza.
    Z pewnością urzekła mnie malowniczość miejsc, w których przebywają mnisi i mniszki, i to zarówno przyrody, jak i tego, co wzniósł człowiek niemałym trudem (zabudowania klasztorne).
    Ujęły mnie także szczere wypowiedzi mniszek i mnichów, szczególnie te najprostsze, jak choćby wyznania, że właściwie prowadzą tu, w zamknięciu bezużyteczne życie, zapewniają sobie (według osób z dawnego życia) wygodną emeryturę itp., czemu kłam zadała m.in. jedna z mniszek wypowiedzią, w której z lubianą przeze mnie prostotą, opowiedziała o znaczeniu codziennego bicia klasztornego dzwonu (świetne ujęcia mnicha zmagającego się z rzeczonym dzwonem), który to dzwon służy wszystkim wokół, wprowadza jakiś porządek rzeczy, potwierdza przynależność do wspólnoty i przynosi nowinę. I tę obiektywną i tę naszą, osobistą, jakiej chcemy, jakiej potrzebujemy. Bo przecież jak świat światem dzwony ogłaszają zawsze (dobre, czy złe), ale ważne wydarzenia, czasami doniosłe. Są istotne w naszym krajobrazie i docierają do każdego, demokratycznie.
    Z drugiego planu można by wyczytać, ze powodem zatrzaśnięcia za sobą klasztornej furty mogła być utracona lub zawiedziona miłość, utrata osób bliskich i oczywiście poszukiwanie samego siebie w jedności z Panem.
    W filmie zabrakło mi pokazania zmagań człowieka z samym sobą, czyli tego, co najtrudniejsze. Próby zrozumienia, czy Pan wskazał mi tę drogę, bo jestem zbyt słabą osobą, by przynosić mu chwałę w dotychczasowym życiu, czy może dlatego, że jestem wystarczająco silną osobą, by porzucić dotychczasowe życie i chwalić Pana inaczej, mądrzej.
    Inną ważną kwestią wypowiedzianą przez jedną z postaci filmu (artystę) było zwrócenie uwagi na rzadko praktykowane, a jakże istotne w chrześcijaństwie przykazanie miłości „kochaj bliźniego swego jak siebie samego” (jako że po przestrzeganiu tego właśnie przykazania wszyscy mają poznać, że jesteśmy uczniami Jezusa Chrystusa).
    Zakapturzonego mnicha i mniszkę w pokutnych szatach, zamkniętych w klasztorze, przyjmujemy najczęściej bezrefleksyjnie, prawie za świętych (choć oni za takich się nie mają), ale już zakapturzony człowiek „w cywilu”, a jeszcze do tego młody i nie daj Boże z tatuażem – to niestety najczęściej w naszych oczach: wykolejeniec, człowiek złych czynów i zamiarów, wróg, niegodziwiec. A to przecież bliźni!
    Zakapturzenie mnicha jest czymś uprawnionym (od początków mnisiego życia jest symbolem izolacji), ale bliźni w kapturze na ulicy, w tramwaju i innych miejscach – nie ma prawa do swojej izolacji. Ilu z nas chce poznać powody dla których osłania się kapturem?
    Myślę, że zbliżyć się do Boga można na wiele sposobów. Niekoniecznie i nie tylko w sposób pokazany w filmie, co któraś z osób komentujących film uznała za odwagę porzucenia wygodnego życia człowieka XXI wieku. Chyba nie – widzimy na filmie, że w pokazanych klasztorach pierze się w pralkach automatycznych, gotuje na gazie, jest oświetlenie, dostęp do Internetu. Mnisi są zadbani, noszą nienajgorsze zegarki, mają zadbane uzębienie. Korzystają zatem z osiągnięć cywilizacyjnych.
    Pokazanego w filmie klasztornego, mniszego życia nie odebrałam jako podróży do wnętrza, ale jako ciepłą opowieść, czy reportaż o tym, gdzie i jak żyją mniszki i mnisi.
    Osoby, które wypowiadały się z filmie nie opowiedziały nam, czy i jakie rozterki przechodziły przed podjęciem decyzji o odosobnieniu. Czy rozważały, że porzucając „wygodne życie” (nie tak znowu częste) porzucają też na przykład bliskich, którym zawala się świat, porzucają swoje zobowiązania, powinności, łamią przysięgi. Takie historie byłyby dla mnie ważniejszym przekazem, byłyby pokazaniem podróży do wnętrza, gdzie podejmuje się niełatwe i nieoczywiste decyzje, gdzie „wypływa się na głębię” (jak w pierwotnym tytule filmu), na wody być może nieznane, trudne do poznania i rozpoznania przez przeciętnego człowieka.
    Nie otrzymałam też ani odpowiedzi, ani podpowiedzi, czym właściwie jest dla mnichów (z filmu) wymieniana przez niemalże wszystkich „wolność”, której doświadczają w klasztorze?
    Uwolnieniem od podstępów współczesnego świata? Uwolnieniem od wszelkich jego nałogów? Czy może uwolnieniem od przyjętych i powierzonych obowiązków? od złożonych deklaracji, przysiąg, zobowiązań?
    A może czymś zupełnie innym. Uwolnieniem siebie osobistego, duchowego od czegoś. Od czego?
    Ciekawi mnie według jakiego klucza przyjmuje się „kandydatów na mnichów”? Ani słowa o tym. Czy wystarczy przyjść, złożyć podanie? I żadnych pytań? Żadnego sita? Żadnego przegadania jak daleko można posunąć się w rozliczeniu z dotychczasowym życiem dążąc do wolności za murami?
    Klasztory istnieją od wieków. Różne były powody, dla których ludzie zamykali za sobą furtę. I te wzniosłe i te mniej wzniosłe. Ludzkie, aż i tylko. Zatem to nic nowego. To jeden ze sposobów na życie w Panu.
    Być może trudniejszy, być może łatwiejszy.
    Nie licytujmy się.

Napisz recenzję na temat w/w filmu

...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *